• RavGreEnd · 10.08.2016 02:06:59
  • Nie wiem nawet czy ktokolwiek przeczyta ten "wykład" gdyż pisze go w notatniku chciałem się po prostu "wypisać". Blog ten czy może jeden wpis, nie wiem czy będzie ich więcej, poświęcony jest mojemu aktualnemu dołkowi emocjonalnemu lub też jak to moja dawna terapeutka powiedziała "kryzysu życia". Może zacznę od tego...

    Jak wyżej wspomniałem miałem kiedyś terapeutkę. Było to spowodowane mojemu niecodziennemu zachowaniu w drugiej gimnazjum. Zawsze byłem cichym, spokojnym i jak mówili moi znajomi wesołym chłopakiem. Jednak wtedy, ponad 7 lat temu coś się zmieniło, miałem wypadek nad morzem. Mieszkam w małym mieście nad morzem, jako że był to ciepły majowy dzień wybrałem się samemu nad morze. Zawsze lubiłem i umiałem pływać jednak wtedy stało się coś niespodziewanego, poczułem skurcz w obu nogach na raz co poskutkowało całkowitemu zanurzeniu. Pech chciał, że tego dnia fale były wysokie a ja jak to ja poszedłem na plażę gdzie ludzi było mało gdyż zawsze się wstydziłem mojej nadwagi i niechętnie ją pokazywałem nawet w szatni czy na plaży. Fale były naprawdę wysokie a ja nie mogłem się wydostać, pamiętam panikę i strach. Na szczęście jakimś cudem ratownik na skuterze który pewnie patrolował wody zauważył, że dzieje się coś niedobrego. Pamiętam jak usłyszałem warkot silnika pod wodą, potem poczułem jak ktoś w wodzie mnie szarpną za rękę, to był ratownik który pomógł mi dostać się na wody gdzie miałem piasek pod nogami. O własnych siłach wyszedłem z wody i odbyłem dość nieprzyjemną rozmowę z ratownikiem.

    Pomijając dalsze szczegóły, po tym zdarzeniu moja od dawna słaba samoocena, kłótnia z przyjacielem i sytuacja rodzinna nałożyły się sprawiając, że miły i zabawny chłopak zmienił się w ponurego i pyskatego. Potem pojawiły się całkowicie znikąd myśli samobójcze, nie miałem pojęcia z kąt to mi się wzięło, a potem samookaleczanie. W końcu nauczyciele wysłali mnie do poradni psychologicznej, gdzie miła i dość stara pani przesiadywała ze mną długie godziny. Nawet nie pamiętam o czym tam rozmawialiśmy ale najwidoczniej pomogło. Ostateczny "werdykt" wydany na jakimś dokumencie dokładnie opisywał cytując "początkowy stan młodzieńczej depresji wywołany ciężkimi przeżyciami i zaburzeniem psychicznym". Zbytnio się nie przejmowałem bo w końcu było co raz lepiej. Kończyłem gimnazjum, pogodziłem się z starym przyjacielem, popracowałem nad sobą jedynie nie pogodziłem się z rodzicami ale to zaraz wyjaśnię. Po wakacjach i początku liceum pierwszy raz się zakochałem, wydawało się, że już jest całkowicie dobrze.

    Faktycznie tak było. Co prawda dziewczyny nie zdobyłem ale spotkałem wielu fajnych ludzi a mimo tego, że liceum skończyłem 2 lata temu to dalej tęsknię do tej świetnej klasy, atmosfery i fantastycznych nauczycieli. Mam 21 lat a te 3 lata liceum będę zawsze wesoło wspominać jako najlepsze lata nauki.

    Może wyjaśnię teraz moją sytuację rodzinną. Wychowała, i szczerze mówiąc dalej to robi, moja babcia, mimo tego że szóstka mojego rodzeństwa wychowuje się u moich rodziców. Jestem drugim w kolejności dzieckiem i to jest mój domysł czemu doznałem rozłąki. Moi rodzice marzyli o rodzinie złożonej z samych córek więc gdy drugie dziecko okazało się być chłopcem to moja wspaniało myślna mama postanowiła przewieść ledwo miesięczne dziecko w środku zimy do swoich rodziców i mnie tam zostawić. Potem pojawiały się kolejne dzieci w sumie ze mną 7. Pięć córek i dwóch synów, ja jako pierwszy syn zostałem oddany do dziadków a mój brat jest zaniedbywany u nich. Cytując ojca "moje córki mają się świetnie uczyć" a mojego brata całkowicie olali. Ja na szczęście zostałem wychowany w domu gdzie nauka to potęgi klucz. Niestety zawsze pozostanie u mnie ta niechęć do rodziców. Niedawno zrobiłem im okropne świństwo. Jako, że jestem pełnoletni i mi samemu z babcia się nie przelewa, a studia pieniędzy wymagają, postanowiłem pozwać rodziców o alimenty. Nikt o tym nie wiedział tylko ja i rodzice. Sprawę wygrałem i wyciągnąłem od rodziców 500 złotych co miesiąc do czasu ukończenia studiów. Jako, że rodzice są bedni, typowa wielodzietna rodzina, to alimenty dostaje od państwa a im rośnie dług. I liczę, że kiedyś ten dług ich zniszczy. Jeśli tak się nie stanie to znajdę inny sposób na zemstę. Może i dobrze, że wychowałem się u dziadków bo dało mi to dostęp do spokoju i lepszej edukacji ale to zawsze świadomość porzucenia. Ale dość o tym.

    Przejdźmy do najnowszego wydarzenia w moim życiu.

    Jako, że mamy wakacje to spędziłam je w najlepszy dla mnie sposób. Jestem ogromnym fanem gier komputerowych, wiec poświęcam im zdecydowanie większość czasu, grając samemu lub z przyjacielem zapoznanym w liceum. Od 3 lat z owym znajomym w wakacje oprócz gier komputerowych gramy w kosza, nie jakieś tam mecze 1 na 1 a zwykłe 24 lub rzucanie z określonych miejsc. Rok temu do tego niemal codziennego rytuału dodaliśmy przejażdżki rowerem po ponad 5 km i kąpiele w morzu. Idąc za najnowszym trądem ostatnio dodaliśmy do tej listy granie w Pokemon go. Chciałbym się odnieść do owych kąpieli w morzu. W ubiegłym roku pływaliśmy w różnych miejscach jednakże w tym roku postanowiłem, że powinniśmy kąpać się ciągle w jednym miejscu które dobrze poznamy. Wybór padł na ową niemiłą dla mnie okolicę, ale cóż pomyślałem "przecież nie będę tam sam, a po za tym to było dawno" i tak minął cały miesiąc. Kąpaliśmy się tam ile wlezie. Najpierw w spokojnym morzu a potem nawet na falach. Całkowicie zapomniałem o dawnym incydencie, aż do przed wczoraj.

    Był 7 sierpnia. Okropnie wiało ale było nawet słonecznie i ciepło. Jak to zwykle bywa zgadaliśmy się i poszliśmy na koszykówkę (od czasu pokemonów zdarzało się, że zamiast rowerów wybieraliśmy pieszą wycieczkę). Było jak zwykle, przegrałem w 24, czyli norma gdyż mój kolega rzuca o wiele lepiej ode mnie, z czego często sobie żartuję. Potem wyruszaliśmy klasycznie na plażę. Fale były piękne, duże i szerokie, morze było wyraźnie cofnięte. Zostawiliśmy rzeczy i poszliśmy do wody. Fale okazały si wyższe i potężniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. Ledwo weszliśmy a już ogromne fale ciągnęły nas w głąb morza. Nie minęło nawet 10 sekund jak straciłem grunt pod nogami, a fala całkowicie mnie zakryła. Wziąłem głęboki łyk wody. Wyłoniłem się z wody i zobaczyłem, że kolega ma podobny problem lecz jest o jakieś 5 metrów bliżej brzegu. Zacząłem walkę z falami, tak jak się kiedyś po feralnym zdarzeniu uczyłem. Gdy nie było fali płynąłem kraulem, gdy była fala starałem się obrócić bokiem by wykorzystać jej energię. Po jakiś 10 sekundach byłem przerażony. Nadal nie miałem gruntu a brzeg był co raz dalej. Jakieś 7 metrów ode mnie zobaczyłem kolegę który się uwolnił i nie miał mojego problemu ale widocznie zmierzał na brzeg. Już miałem wołać go o pomoc gdy nagle potężna fala zalała mi usta i znów połknąłem wodę. Na szczęście owa fala tak mnie popchnęła, że znalazłem grunt, odbiłem się z całych sił i razem z kolejnymi falami byłem co raz bliżej brzegu. Nawet udało mi się wyjść przed kolegą który się potknął. Obaj wyszliśmy i głęboko odetchnęliśmy. Jednak on nie wiedział, że byłem tak daleko. Stwierdziłem, że dam upust mojej skrytej naturze i mu tego nie powiem. Jednak pewnie i on zauważył, że coś się zmieniło. Byłem blady i całą drogę powrotna nieobecny. Minęły 2 dni a mój stan psychiczny znacznie się pogorszył. Znów znikł uśmiech a wrócił smutek i załamanie. Nie wiem jak iść znów na kosza (oczywiście nie do morza) i nie dać po sobie poznać, że coś się jednak stało.

    Dziś wieczorem zacząłem pisać gdyż wcześniej brałem kąpiel. Po wejściu do wody pierwsze co poczułem to okropny ucisk w piersi tak jakby okropną chęć do zanurzenia głowy i niewynurzania jej już nigdy. Szybko uciekłem z wanny ale wciąż coś mnie ciągnie zrobienia sobie czegoś. Jako, że głupi, raczej, nie jestem to staram się oprzeć tej chęci, np. Poprzez pisanie tego "wywodu". Jednak wystarczy, że oderwę głowę od komputera i od razu widzę siebie bieżącego tyle leków ile się da i pójście spać lub skok z molo do głębokiej na 3-4 mety wody. Wcześniej robiłem sobie kanapkę i zacząłem bawić się nożem, zanim się zorientowałem to przeciąłem sobie opuszek palca, po czym rzuciłem nuż na drugą stronę stołu, szybko schowałem wszystkie ostrza, nożyczki czy też mój kolekcjonerski miecz. Jak najszybciej usiadłem do komputera i zacząłem grać w pierwszą lepszą grę ale nie pomogło, dopiero pisanie daje mi małe ukojenie. Robi się jednak późno, na pewno nic sobie nie zrobię ale wiem, że będzie to noc pełna koszmarów.
  • anonim · 26.08.2016 00:56:34
  • Myślałeś o wznowieniu terapii?
  • anonim · 04.09.2016 21:35:51
  • co u ciebie wywoluje taki stan? strach zwiazany z przezyciami traumatycznymi tak? pytane pojawia sie wtedy kiedy zaczynasz z tym walczyć i wchodzisz do wody w tym samym miejscu i historia sie powtarza.
  • I'm Tired I'm Angry I'm Sad · 20.09.2016 19:16:08
  • Nie wiem co robic ze swoim zyciem, nie wiem co czuje i czego chce . Mam chlopaka ktorego bardzo kocham chodz czesto zgubne to uczucie tzn wiem, ze go kocham jest dla mnie wazny nie wyobrazam sobie aby stala mu sie jaka kolwiek krzywda. Ale moze przejde do sedna 2 lata temu probowal popelnic samobójstwo wieszajac sie , spiaczka, niedotlenienie mozgu. Wyszedl z tego calo w szoku nie pamietajac niczego kompletnie niczego przyczynil sie oczywiscie alkohol. Zszokowany cala sytuacja rozmowa z psychologami zapewnil ze to byla nauczka zycia i nigdy czegos podobnego by nie zrobil. Boli mnie jednak ze wiem ze nie zdaje sobie sprawy ze ja nie moge, nie potrafie i nigdy tego nie zapomne boje sie kazdego jego kroku gdy jest obok w pokoju wystrczy ze cos lekko stuknie, puknie a mi serce w gardle siedzi, JESTESMY razem 9 lat na dobre i zle bylam z nim w najgorszych momentach wiele przeszlam, lecz problem tkwi w tym , ze dzis jestem bardzo nieszczesliwa mam wrazenie ze obwinia mnie o kazda porazke w swoim zyciu tzn to nie wrazenie tak jest uslyszalam to nie raz , dodam ze nie szanuje mnie potrafi powiedziec do mnie szmato, kurwo, brudasie chodz nie jestem zadna kurwa nigdy przenigdy go nie zdradzilam nawet nie flirtowalam z zadnym innym , brudasem tez nie jestem zawsz staram sie aby wszystko bylo czyste, wsdzystko jest poukladane na porzadku dziennym, wiadomo bywaja gorsze dni kiedy czlowiek nie ma ochoty na nic jak tylko przyjsc z pracy i sie polozyc, rzecz w tym ze ja nie moge zrobic tego ze spokjem bo wiem ze wszystko musi byc perfekt bo moze byc dym ktorego nie chce, dodamjeszcze ze potrafi podniesc na mnie reke typu uderzyc w twrz , szarpac mna, szarpac za wlosy , kopac , pluc.. on twierdzi ze nie wiem co to bicie ze nigdy mnie nie uderzyl boje sie ze wkoncu sama w to uwierze i zatone w tym wszystkim dlatego wladnie jestem nieszczesliwa.. o wszystko obwiniana , prubowalam winy juz szukac w sobie staram byc sie mila lecz nic sie nie zmienia ... mysle czesto o rozstaniu ze tak bylo by lepiej widze wtedy szczescie usmiechh na mojej twarzy Nie kogos innego u mojego boku kogos kto by mnie szanowaa;l tylko SIEBIE taka jaka bylam zanikm to wszystko mnie dotknelo, mysle o tym ze byla bym szczesliwa. PYTANIE.. DLACZEGO tego po prostu nie robie nie odejde ? Czy to litośc? pomozcie zrozumiec cokolwiek z tego .. myslicie ze dlatego ze boje ie ze mogl by soie zalamac, geniallnie potrafi brac na litosc nie raz juz to zrobil kazde moje powroty do niego byly tlumaczone miloscia ze tak ma byc, jednak juz tego nie czuje nie wiem czy kocham ;( to okropne uczucie ;( czy moze strach przed zmianami ? jestem w kompletnym dole nie wiem co robic ze swoim zyciem . WIEM ze nie jestem szczesliwa widze smutna twarz w lustrze czesto placze i marze o spokoju wewnetrznym spokoju . Lecz odejsc nie potrafie . Mysle, ze gdyby rzyszedl taki dzien ze stanal by przedemna i powiedzial odchodze po prostu odchodze a ty badz szczesliwa nie odezwalam bym sie slowem by tego nie robil po prostu pozwolla bym mu odejsc, Jednak wiem, ze gdybym to ja tak zrobila to w zyciu by mi nie pozwolil na to placzac ze beze mnie sobie nie poradzi... to mnie wlasnie łamie.
  • anonim · 23.11.2016 20:49:01
  • Kiedyś próbowałem się zabić. Jedynym co Mu pomoże to zwycięstwo nad sobą i przewartościowanie swojego życia. Zwycięstwo, które może odnieść tylko w samotności. Samobójca jest sam nieważne czy ktoś jest z nim. To nie Twoja wina. To tylko Jego walka. Musi pokonać siebie i wygrać ze sobą. Nie ma innej drogi.
  • anonim · 24.02.2017 10:36:40
  • Wczoraj znowu sytuacja się powtorzyła ... nie dość ze straszenie ze zabije sie sam to mało tego bo jeszcze mnie. Nie zagladałam tu od ostatniego wpisu ..

    odnosnie do wpisu który wlasnie w tym momencie dałmi bardzo dużo do myslenia

    Kiedyś próbowałem się zabić. Jedynym co Mu pomoże to zwycięstwo nad sobą i przewartościowanie swojego życia. Zwycięstwo, które może odnieść tylko w samotności. Samobójca jest sam nieważne czy ktoś jest z nim. To nie Twoja wina. To tylko Jego walka. Musi pokonać siebie i wygrać ze sobą. Nie ma innej drogi.

    wiem ze nie mam innego wyjścia czas pomyśleć o sobie .
    Dziękuje za odpowiedź .. Mam nadzieje, że wiem co robic i dam sobie z tym rade .
  • anonim · 24.02.2017 14:41:45
  • z twojej wypowiedzi wnioskuję również, że przeszedłeś trochę
    i dzisiaj już wiele zrozumiałeś
    Dlatego jeśli mogę chętnie przeczytałabym dłuższa wersję twojej historii .
    Dlaczego uważasz, że zwyciestwo które odniesie to tylko w samotności ?

    Czy uważasz, że tylko jeśli zostanie sam to bedzie w stnie sobie wszystko przeanalizować , zrozumieć i żyć dalej ..być szczęśliwym ?

    Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie potrafię patrzeć sama na siebie
    nie potrafie zrobić czegoś dla siebie chociaż wszysy wokolo mowią zebym dala sobie spokój bo ile mozna cierpieć,ile można wybaczac coś .. co jakiśczas tak czy inaczej się powtorzy

  • Dopisz swoją odpowiedź na forum. Możesz pisać anonimowo, nie musisz podawać swoich prawdziwych danych.
  • Imię lub pseudonim:
  • Nie wypełniaj jeśli chcesz wysłać odpowiedź anonimowo.
  • Twój e-mail:
  • Nie musisz go podawać, nie będzie publikowany.
  • Treść odpowiedzi: (dozwolone tagi to <b>pogrubienie</b> <i>pochylenie</i> <u>podkreślenie</u>)
  • Przed dodaniem odpowiedzi, sprawdź czy nie ma w niej błędu.